Jeden Euzebiusz z téj bezładnéj kupy
Skrył się, w ucieczce nowéj sztuki użył.
Kłamiesz, bo nigdy Euzebiusz nie tchórzył?
Euzebiusz tu? Niech ginie!
Wstrzymaj się, Oktawiuszu!...
Więc ty miast animuszu
Dodać, odbierasz? — przeciw téj gadzinie?
Człowieka bronisz, co w twój dom obrazą
Wwiódł bezcześć i żelazo?
Co po niebieski pował
Wszystkie te śliczne góry nam popsował
I nie zostawił, aby nie skosztował
W całéj wsi naszéj melonu ni dziewki?
I z strzelby, jak z konewki
Śmierć sypał?... Co to robisz!
Co mówisz, panie? Na co się sposobisz?
Stójcie — czekajcie!... (Nieszczęsne zdarzenie!)
Nie lepiej-że, by żywcem stanął w Senie?
Zdaj się, Euzebio. Przysięgą się wiążę
Czestną, iżby cię ułaskawił książę
U tronu twoim będę adwokatem.
Zdałem się przed twych oczu majestatem,
Lecz przed sędzią — nie mogę.
Tamto cześć była, — tubym zdradził trwogę!
Niech mrze!...
— Czekajcie!...
— Jakiż cię posiada
Obłęd, że bronisz go? To kraju zdrada!
Ja zdrajca?... Zarzut gdy mię już obarcza