Taki, ustąpić — Euzebiuszu — musi
Z przed twoich piersi, piersi moich tarcza.
Więc ustąp z pod méj szpady,
Kurcyuszu, by mię lęk nie opadł blady;
Wzrok przed ich mieczmi mrużę,
Gdy służysz ludziom owym za przedmurze.
Otoczyli go. Ach! gdybym nie złotem,
Lecz mógł, dzielny młodzieńcze,
Życie twe własnym okupić żywotem!
Widzę go — gdzie dolina;
Ranny musi być — ręczę;
Słania się, lecz odcina.
Zstąpił w dół... biegnę za nim;
Jest jakaś w krwi téj siła
Mrącej, co woła lękliwem wołaniem,
Jak gdyby moją była.
Cudza krew tak nie woła,
Ani jéj cudzy człek dosłyszeć zdoła.
Gdy mię w śmiertelne otchłanie
Strąca ta góra, człowieczéj —
Widzę — pościeli mi przeczy,
Garści ziemi na posłanie.
Lecz gdy mi przed oczy stanie
Obraz méj bezbożnéj winy,
To nie téj mi strach godziny: —
Pada na mnie trwogi bladość
Myślą, jak uczyni zadość
Jeden byt za takie czyny.
Gdy nią w pomściwéj zajusze
Uparcie huf zbrojny ściga,
Jedno dla mnie się rozstrzyga: