Gdzie rana?
— Tu, w piersi saméj.
Pozwól mi przyłożyć dłonie,
Bym zbadał, czy się nie zrywa
Oddech... Ha! Wszechmocy żywa,
Jaki to znak na twem łonie,
Na którego widok w skronie
Krew mi bije uczuć gwarem?...
To znamię jest krzyża darem,
U któregom stóp się rodził.
Reszty napróżno-m dochodził.
Tum leżał, pod tym wiszarem,
Bo odmówił mi kołyski
Ojciec, którego nie znałem;
Widocznie przeczuł, że miałem
Takie nań przywieść uciski.
Oto miejsce.
— I tu blizki
Dzisiaj ból mój méj uciechy.
We łzach tają me uśmiechy
Przez własnego pamięć czynu
Z losu przekleństw. O mój synu!
Bo żeś synem mym, z téj cechy
Widzę, hańbo ma i części!
Własnym synem mym, którego
Opłakałem jak zmarłego,
Dzisiaj mrący sam z boleści.
Rozjaśnia mi się z powieści
Twéj przeczuwana zagadka:
Tu cię zostawiła matka.
Tak; — poznaję najwyraźniej,
Gdzie méj zbrodni i méj kaźni
Niebo dało krzyż za świadka.
Samo miejsce niezawodny
Dowód zdarzeń tych mi zgłasza,
A wątpienia już rozprasza
Ów ognisty znak przyrodny
Z Julii znamieniem tak zgodny.