Przez pola pobiegło krwawe,
Tocząc pianę i kurzawę,
Pod sobą kurz, a pianę z siebie...
I oddało cię bez broni
Łupem téj rycerskiéj dłoni.
Horyzont, jak okiem objęty,
Podobien do jednéj trumny.
A ja twojém wzięciem dumny,
Więcéj dumny, żeś ty wzięty,
Niż, że te pola oblane
Są krwią, aż tam gdzieś w błękit giną,
Tak, że oczy smętne tą ruiną
I czerwienią tą jak obłąkane
Odwracają się, nie wiedząc, gdzie natrzeć
Ostrzem wzroku znużonych promieni;
Aby ciągle na nieszczęścia nie patrzeć,
Aby ciągle nie widziały czerwieni.
Ja, gdym cię silném ramieniem
Wziął, mężnego tak wojaka,
Wybrałem sobie rumaka
Z próżnem siodłem i strzemieniem,
Którego ojciec był burzą,
A matka była płomieniem;
Bo płomienie i wiatry mu służą,
Równe jemu robiąc rodowody.
A ja jeszcze powiem, że był z wody,
Taką szerść miał i rzadkie tak piegi;
I tę wodę przemienię na śniegi
Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Książę Niezłomny.djvu/30
Ta strona została przepisana.