Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Książę Niezłomny.djvu/57

Ta strona została przepisana.

Oj, byliby oni biali,
Gdyby po mnie przyjechali.

Wchodzi DON HENRYK z pargaminem w ręku, w grubéj żałobie ubrany, ze świtą.
DON HENRYK.

Rąk mi pozwól, Tangierski mocarzu.

KRÓL

W szczęsny czas wasza Jasność przybywa...

DON FERNAND do Żuana.

Don Żuanie, już ja na cmentarzu...

KRÓL na stronie.

Ceuta moja!

DON HENRYK.

Niech mi wasza mościwa
Łaska brata uściskać pozwoli.

DON FERNAND, ściskając brata.

Mój Henryku, czemu téj niedoli
Znak na tobie? i twarz taka blada?
Dość!... Twa postać mi to sama powiada.
Słów nie trzeba, bo mówią twe oczy...
Nie płacz, bracie, ja wiem, co cię boli,
Ja wiem, co ci serce tłoczy.
Masz mi donieść, że zostanę w niewoli?...
Ha! to dobrze, ja tego i żądam.
Niepotrzebnie cię w żałobie oglądam,
Mogłeś przyjść tu wesoło i w bieli
I mnie mogłeś uścisnąć weseléj
I ucztować na każdym popasie...