Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Tajna krzywda – Skryta zemsta.djvu/10

Ta strona została przepisana.

Wystarczał uczciwej sławy
Zdobywanej długie lata,
I aby człowiek czcigodny
Cześć tę, którą życiem płacił,
Od jednego dźwięku stracił;
By honor, ten brylant szczery,
Twardszy wszelkiego kamienia,
Zgorzał od marnego tchnienia;
By słońce, tak ze swej sfery
Na świat błyszczące, ust parą
Zmieniło się w plamę szarą!...
— Lecz odbiegiem od powieści
Zniesiony falą boleści:
Przebacz, wiążę, gdzie przerwałem.
— Więc zaledwo usłyszałem,
Don Lopesie, hańby słowo,
Kiedy moja szybka szpada
Z pochwy w piersi mu przepada,
A tak nagle, że pojęli
Wszyscy, widząc piorunową,
Że jak błyskawicę grom,
Zemsta mój zgoniła srom.
— Upadł i życie wyronił,
W krwawej nurząc się kąpieli. —
— Jam do stojącego blizko
Kościoła prędko się schronił,
A było owo schronisko
W Indyj, krainie pogańskiej,
Klasztorem po franciszkańskiej
Regule. Gubernatora
Zmarły był synem i pora
Do świętego było gmachu
Skryć się śród takiego strachu,
Żem trzy dni w grobowym dole
Mieszkał żyw; kto widział kiedy
Tak dziwnie zmienione role:
On zmarły, — ja pogrzebiony! — —
— Aż w dzień trzeci takiej biedy,