Jak to ułożył uczenie
Dowcipny złotnik swe skarby:
Nazwawszy je podług farby,
Uczuć podstawił znaczenie. —
Chociaż klejnoty waszmości
Mają wartość, jak mówicie,
Dziś, niestety, przychodzicie
W najniestosowniejszej porze,
I bardzo mi jest boleśnie,
Widząc tak pełne waloru
Kamienie waszego zbioru,
Że przychodzicie niewcześnie.
Jakże byłabym widziana,
Skoro dziś w śluby wstępuję
I w tej chwili oczekuję
Mego dostojnego pana;
Gdybym chmurzyła te chęci
Ciekawością, gdy nie wzrokiem,
Domysłem, gdy nie widokiem
Tego Serca i Pamięci? —
Schowajcie je; ich wspaniałość
Wagęby u mnie straciła,
Gdybym dzisiaj baczyła
Owę Miłość, owę Stałość.
I odbierzcie pierścień, swój,
Choć wiem, że oddając, ronię
Skarb godny błyszczeć w koronie,
Chowający światła zdrój.
Nie skarżcie, że się uchylę
Trud wasz spłacić należycie;
Błąd to wasz, że przychodzicie
W tok bardzo spóźnioną chwilę.
Oto don Lopez, mój pan.