Więc muszę bezsilne pięście
Ścisnąć na moje nieszczęście
I na zniweczony plan!...
Ha, rozpacz!...
Ha, okrucieństwo!..
Wyjdźmy wszyscy na spotkanie.
I niech się milczenie stanie,
Usłyszym pierwsze błazeństwo.
Pan młody, co żonę drażni,
Witając ją mową słodką,
Zamiast odrazu łaskotką,
— Już głupieje, już się błaźni.
Cóż powiesz, wzorze kobiety,
Kobiety płochej i wietrznej,
Lekkiej, próżnej, niestatecznej,
Jednym wyrazem — kobiety,
By mi twe piękne zalety
Przekleństwo w gardle zaparły?
Mniemanie, żeś już umarły,
Długie nad śmiercią twą płacze
Zluźniły moje rozpacze,
Choć cię myślom nie wydarły.
I gdybyś, gdym się widziała
Wolną, tak stanął przedemną,
Widziałbyś, czym ci wzajemną,
Czym kobieta, czym nie stała.
Zważ, że przemoc mię znaglała.
Tak, o przemocy powiadaj,
Tak, na przemoc winę składaj;