Więc przemocą wyjdź mi z duszy,
Przemocą zbaw mię katuszy,
Albo śmierć przemocą zadaj.
Usprawiedliwiać się raczysz
Mą śmiercią? — Praca niepróżna:
Dola-ż ma od śmierci różna,
Gdy się niewinną tłómaczysz?
Nieszczęsny, ani nie baczysz,
Że tu moje szczęście grzebię,
Że jesteś na mym pogrzebie.
Weż-że dowód z mej przemowy;
Do niego zwrócę się słowy,
Lecz zastosuję do ciebie.
Ledwo twych wdzięków wieść ku mnie przypadła,
O pani moja, już twa postać w duszę
Wstąpiwszy moję, uwiędłą w posusze,
Jak motyl w kwiata kielichu w niej siadła.
Dziś widzę, ile wyobraźnia skradła
Rzeczywistości i skarżyć ją muszę.
Olśnion, fantazyi mej zwierciadło kruszę,
Pędzel zesztywniał i poezya zbladła.
Ten, komu los cię na panią przeznaczył,
Chce jeńcem zwać się, bo jeńcem anioła.
Mieć cię i stracić — ktoby nie zrozpaczył?
Widząc, zapomnieć?... Nie! tego nie zdoła.
Bo kto pokochać mógł, nie widząc zgoła,
Jakże zapomni, skoro raz obaczył?