Zanim się z waszem spotkałam zjawieniem,
Byłeś już panem mym, zmarły czy żywy;
Cień wasz kochałam jeno, cień płochliwy,
Lecz wystarczało, że był waszym cieniem.
Szczęsna ja, gdyby mogły za zachceniem
Wzlecieć te moje serdeczne porywy;
Pod oczu waszych przemożnemi wpływy
Płacić wam mogę jeno — uwielbieniem.
I radabym się przed tym wzrokiem schować,
Tak przed wyższością waszą czuję trwogę,
Ni nieśmiałości mojej nie przemogę.
Wasza to wina, — raczcież mi darować,
Jako małżonka, mogę was szanować,
Kochać już dzisiaj nie śmiem i nie mogę.
A teraz, wuju i panie,
Przyjmcie mię na pierś swą dzielną.
Niech będzie skałą węgielną
Na wierność, miłość, poddanie.
Teraz na okręt i w sferę
Błogą popłyńcie bez zwłoki.
Dziś portugalskie zatoki
Uwielbią drugą Wenerę.
A kiedy śród takiej gloryi
Pan młody z swą magnifiką
Odszedł, prześwietna publiko,
Daruj, — tu koniec historyi.
Panie, gdy nie ma sposobu
Na fakt, co się losem kreśli,