Idź królowi służyć, mężu,
Jego honor w twym orężu,
Bo każda szlachecka blizna,
To jest królów ojcowizna.
I niechajże nikt nie powié,
Że w dzisiejszych dniach mężowi
Słabych kobiet bezotucha
Odbiera, miast dodać ducha.
— Tę wam radę daję, panie;
Choć to na me cios kochanie,
Choć się pod tym ciosem kruszę,
Kadzić jakby obca muszę.
Don Huanie, czy widziały
Ludzkie oczy taką cnotę?
Godna iście, by ją złote
W księgach pióra zapisały.
A ty, co mi radzisz, druhu?
Ja ci odpowiem przychylnie,
Lecz inaczej.
Słucham pilnie.
Kiedy zebrawszy wawrzyny
Marsa, spokojnej godziny
Zaplotłeś je koło skroni,
Powiedz, proszę, co cię goni
Śpiące w kurzu i rdzy złotej
Nieporównane brzeszczoty,
Do świetności wracać dawnej?
Jabym jechał, lecz mię plami
Skaza i rygor infamii
Za ów postępek niesławny;
I jawić się niebezpieczna,
Bo się niełacno dopyta