Tak mię swą, Syreno, smucisz
Radą? Wiedząc, zkąd pochodzi,
Winnabym go spalić zaraz.
Zrozumiała niegodziwa,
Że ciekawość mię porywa;
Boże, jaki mój ambaras!...
Cóż tu winna papierowa
Kartka, coć przecie — zważ pani,
Jest posłem tylko, byś dla niej
Taka miała być surowa?
By podrzeć, z twych rąk go biorę,
Dlaczego, — już mię nie pytaj.
Podrzesz, lecz wprzódy przeczytaj.
Tak, w samą mię prosisz porę.
Uparta jesteś, już słyszę.
Zaspokoić twą ciekawość
Chcę tylko.
Wielka łaskawość.
Oto, co Don Ludwik pisze:
Gdybym w tym gieście, co mi wstępu broni,
Widział me życie, odszedłbym w pokorze;
Znalazłbym ulgę mej miłości może,
Gdybym mógł zrzec się jej, zapomnieć o niej.
Lecz konam; — obraz twój ciągle mię goni;
Niechże więc umrę i w grób się położę,
Śmiercią cię może wzruszę i zatrwożę,
Kiedy ci nie strach tej łzy, co się trwoni.