Zapytałem
Kto jest, głos jego wyraźnie słyszałem.
Użyć trzeba udania,
Bo mu sądzić dam prawo,
Żem zalękły obawą,
Co energii mi wzbrania.
Pięknież to? Małom stali
Nie zażył; wszakto ja wszedłem do sali.
Głos mi zdał się nieznany,
A doczekawszy sromu,
Że o imię me w domu
Mym pytają, zgniewany
Utraciłem cierpliwość;
— Szpadę dobyła z pochew zwykła żywość.
Mogliśmy tu z niemałem
Wyjść nieszczęściem, mój Boże!
— Ale jak to być może?...
Ten, którego spotkałem,
Był tu w sali przed nami.
Wszakże wejść nie mógł temi, co ty drzwiami.
Powtarzam, że ja byłem.
Fakt to bardzo jest dziwny.
Jak przyjaciel naiwny
Może stać się niemiłym
Opiekunem; jak wiele
Nieszczęść przywlekli wierni przyjaciele!
Gdy masz pewne powody
Wierzyć, że tu się schował,
By się nie wyratował,
Postój, bacząc na schody;