Rady nie widzę zgoła!
Don Lopesowi Ludwik ujść nie zdoła.
Był w takiem roztargnieniu,
Że wszedł w drzwi, co na moje
Prosto wiodą pokoje.
Mowy o ocaleniu
Niema; biadaż mi, biada!...
— Już go tam znalazł Lopez, już go bada.
Gdzie mi szukać otuchy?
Stąpać nie śmiem śród trwogi,
Bo zakuła mi rogi
W cetnarowe łańcuchy,
I pierś prawie mi pęka;
Jaki niepokój straszny, jaka męka!
Nie kryj lica, kawalerze.
Powstrzymaj ostrze twej broni;
W krwi tego, co się nie broni,
Oręż chwały nie nabierze.
Szlachcic jestem i z Kastylii.
Dla jednej miłosnej sprawy
Zabiłem — lecz w sposób prawy
Człowieka — i w równym boju.
Z kraju uciekać zmuszony
Schroniłem się do Lizbony,
Gdzie zamieszkuję w tej chwili.
Znać mi dano dzisiejszego
Rana, że brat zabitego,
Nie zwierzając się nikomu,
Przybył tu, aby mię zdradnie
Zabić, jeżeli napadnie.
Istotnie, u twego domu