— Więc powiem Don Lopesowi
Otwarcie i bez ogródek,
By nie jechał. — „Lecz z pobudek
Jakich?“ — jeśli na to powié?...
Boć go rada zastanowi.
To mię nagle zbija z toru,
Bo gdy z własnego waloru
Utrwalił swej części miano,
Wydać, że mu ją zabrano,
Jest — pozbawić go honoru.
Przyjacielowi co każe
Uczynić słuszność? Albowiem
Obrażę go, gdy nie powiem:
Gdy powiem, równie obrażę,
Bo mu jego wstyd ukażę.
— Lecz czemuż jego powadze
Nie poddam się? — Taką władzę
Ma nademną! — Ot, nadchodzi.
Sam niech tę wątpliwość zgodzi,
Samego w niej się poradzę.
Manryku, pospiesz mi żwawie
Do kwinty; ja w tym momencie
Wrócę, jeno na przyjęcie
U króla czekam.
Tu prawie
Don Huan chce w pewnej sprawie
Rozmówić się z wami panie.
Ha! czułem, że coś się stanie.
— Masz mię, przyjacielu drogi!
— Jakto tchórz swej własnej trwogi
Kładzie nóż na własnej ranie! —