— Mówiłem przeto, że może boleśnie
Byłoby żonę wam żegnać tak wcześnie;
Choć praw do sławy nie bronię nikomu,
Brak wasz się może żywiej odczuć w domu.
Wspomóż mię Bóg! Co to znaczy?...
Czy mi mózg się w czaszce paczy?
Cóżeś to słyszał, mój duchu,
Coście ujrzały, źrenice?...
— Więc tak powszechny mój srom,
Że już królewskiego słuchu
Doszedł, w poszeptach ma gońca,
A ja nie znam go do końca?...
Jakże do mnie gżą się mary...
Czy nie stało w niebie kary?
Mogłoż na mnie spuścić grom,
Piorunnemi stlić pożary,
By śmierć prędzej przyszła sroga,
Niśli królewska przestroga,
Przeokropniejsza od gromu,
Że — mnie — może — braknąć — w domu!
Nie! co tutaj po piornnie,
Kiedy jak fenix z niedoli
Zmartwychpowstaje popiołu.
Niech mi na ramiona runie
Owych łańcuch gór pospołu,
Niech się spiętrzą memu czołu
Nieszczęsnemu w kształt mogiły!
O! — mniejby mi zaciężyły,
Niż ciężar takiej obrazy,
Co mnie przygniotła, jak żadne
Zgnieść nie podołają głazy.
Wieleś mi winien, honorze!
Rachunek tu ci wyłożę:
Jakież na mnie wnosisz skargi?
Czym z tobą wchodził w zatargi,
Czym do dziedzicznych wawrzynów
Nie wplótł lauru własnych czynów,