Na miłości naszej Eden
Sfundowałem sonet śliczny,
Dowcipny i heroiczny,
Z tysiąc i jednego — jeden:
Zielona, kwiatom porównana wstęgo,
Która Wenerze przypasana w nerki,
Zdolnaś bojowe uśmierzyć zadzierki,
Samego Marsa uczynić ciemięgą;
Niech się dziś tobą dwie istoty sprzęgą
I jak w pasterza sercu i pasterki,
Zbudzonych tkliwe łaskotek rozterki,
Sympatye poczuą a miłość wylęgą.
Kolor nadziei to i kolor złości;
Lecz między nami niech złość nie zagości;
— Bo kto miłości w sercu drogę mości,
Ten jak robactwo z kapuścianych liści,
Niech z serca zgarnie gniewy i wyczyści,
Aż sobie istny raj na ziemi ziści.
A! sonecik, jakich mało.
— Ale pokaż, jeśli łaska,
Czy zielona ta przepaska?
Ach! z przepaską co się stało!...
— Szedłem raz nad brzegiem Tahu,
Obraz widząc w zieloności:
Twoich wdzięków, mej miłości,
A rozkoszy w łąk zapachu.
Wyjąłem wstążkę z kieszeni;
I hart nadziejami trwaląc,
I na zmienność twą się żaląc,
Łkałem, jak niepocieszeni.