Przybyłem wodą, mój Książę,
Choć mogłem drogą lądową;
Sądziłem, że mieć gotową
Armię na jutro nie zdążę.
Przytem były nurty wodne
Takie jasne i pogodne,
A niebo, narcyz z lazuru,
Tak się w nich czyste widziało,
Że słuszniejszą mi się zdało
Płynąć pośród czółen chóru,
Które w zwinnym swoim pędzie,
Niby ogniste komety,
Do jednej dążące mety,
I niby stado łabędzie,
Gdy je białe skrzydła zniosły,
W lot się rozfrunęły wiosły.
Lubość jakowąś wydycha
Noc wyświeżona i cicha.
A w tym lotnym bark przebiegu
Jakie widoki po brzegu,
Gdy się z zieleni wyłonią
Poodbijane w lazurze
Kwinty, którym wraz i wraz
Nimfa piany rzuca dłonią.
Jestto jak przenośne wzgórze,
Jestto jakby błędny las,
Migające oczom z wody
Rozesnute korowody.
— Bądź zdrów, słodki kraju mój,
Który przecie ujrzę jeszcze.
Twojej własnej bronię sprawy.
Wawrzynowy wziąwszy strój
I w tryumfu dostojeństwie
Wrócę do cię po zwycięstwie,
Tronowi przysporzę sławy