Za dni Cezarów, w zaraniu nowéj ery wszechdziejów, zgotowanéj światu przez opowiadaczy Nowiny Dobrej, kiedy społeczność rzymska dogorywała gnuśnie na barłogu nadludzkiéj, zda się, nędzy moralnéj, dźwigając trupiejącemi ramiony złocisty tron gwałtu, wyuzdania zwierzęcego i żądzy bezdennéj, gdy wszelki występek dosięgnął zenitu ohydy swojéj, stanął „na skraju przepaści” — in praecipiti stetit, jak mówi sędzia tych czasów Juvenalis — rozwinęła się szczególniéj jedna gałęź literatury, gałęź czysto rzymska, córa nie muz lecz furyi — satyra.
Satura quidem tota nostra est — słusznie, lubo z wątpliwéj wartości dumą powiada żyjący w téj epoce krytyk Kwintylian. Satyra, dodajmy, jest jedynym rodzajem poezyi, który mógł puścić bujniejsze korzenie w przegniłéj glebie ówczesnych sto-