Strona:PL Petroniusz - Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona.pdf/14

Ta strona została przepisana.

sunków rzymskich, kiedy głos piewcy dobra i piękna byłby głosem wołającego na puszczy i gdy wszelki umysł żywszy a podnioślejszy, miasto bratniéj miłości dla swego otoczenia, żywić dlań musiał uczucia wprost przeciwne — nienawiść i pogardę.
Czém bowiem naonczas był Rzym cesarski, opasujący żelaznym pierścieniem ucisku przeszło stumilonową rzeszę narodów, od fal Oceanu Atlantyckiego aż do Kolchidy i Eufratu, od zasutéj śniegiem, smaganéj mroźnemi wiatry Kaledonii, od ujścia Renu i turni Karpackich aż po piaszczyste wydmy ognistéj Sahary i wodospady Nilowe, — ten Rzym, na którego czele stał bóg-cezar, niekrępowany w używaniu i nadużywaniu wszechmocy swojéj ani kodeksem ani religią, mający na swe rozkazy krocie służalców i groźną potęgę hufców orężnych; Rzym, do którego ściągnęły wszystkie całokształty filozoficzne, wszystkie celniejsze utwory sztuki, wszystkie bogi narodów?
Był to „zwierz wielogłowy,” jak go nazwał poeta z Wenuzyi, potwór sturamienny i stujęzyczny, co w zapamiętałym boju o rozkosz zmysłową, trawił wszystkie swe siły żywotne, tępił i szczerbił wszelaki oręż ducha ludzkiego, ażeby przemknąwszy sromotnie po gościńcu historyi nie pozostawić po sobie nic,,prócz krzyków kilku i sławy marnego skonania.”
Po siedmiu wzgórzach grodu Romulusowego mrowiła się wówczas niezliczona ciżba przedstawicieli