Dochody miał wprawdzie znakomite, ale téż żył po królewsku. Na jego stole zastawiano dziki, jelenie, zamorskie ptastwo, wyszukane ciasta, pasztety i t. p. Trzymał zawsze kilku kucharzy, piekarzy i podczaszych. Ręczę ci, że u niego więcéj wina wylano na podłogę, niż niejeden posiada w piwnicy. To sowizdrzał, nie człowiek[1]. A gdy z nim było już krucho, dla zamydlenia oczu wierzycielom, aby nie sądzili, że bankrutuje[2], kazał obwieścić licytacyą w tych słowach:
Tę tak przyjemną pogadankę przerwał nam Trimalchion. Sprzątnięto już nakrycie, a podochoceni winem biesiadnicy zaczęli głośno gawędzić. Wsparłszy się łokciami o sofę, rozmarzony Trimalchion zaczął bredzić w te słowa: „To wino sami sobie musicie przyprawić i ryby muszą pływać. Czy sądzicie, żem się już zadowolił tem jedzeniem, coście widzieli na półmiskach? Tak to znacie Ulissesa[3]. No, i cóż i z tego? Przy stole nie trzeba żałować języka, jeno prowadzić rozmowę jak się należy. Spoczywajcie