Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom I.djvu/157

Ta strona została przepisana.

to wypatrzyli, wyznał iż w istocie tak było; wżdy prosił by nie rzec o tem słowa, inaczey przywiedlibyśmy go w wielgie utrapienie, y też tę ubogą panią, na którąby stąd padła osława y srogi gniw męża. Tedy przyrzekliśmy (śmieiąc się wciąż na całe gardło y dworuiąc sobie zeń, mimo iż był dość duży pan i potężny), iż nigdy nie powiemy o tym ani z naszych ust to wynidzie. Wszelako gdy minęło kilka dni, on zaś powtarzał swoią sztukę z mułem zbyt często, odkryliśmy mu szalbierstwo, y wytoczyliśmy rzecz iawnie wobec godney kompaniey; zaczym ze wstydem poniechał tego, za naszą bowiem sprawą dowiedziała się o tym ta pani, która kazała iednego dnia śledzić onego muła y paziów y wygnać z przed bramy iako dziadów proszalnych. Y lepiey poczęliśmy sobie, rzekliśmy to bowiem iey mężowi, y zaprawiliśmy powieść tak trefnie, iż barzo mu przypadła do smaku y uśmiał się co wlazło; y rzekł iż nie obawia się aby ten pan uczynił zeń kiedy rogala, y że, ieśli uźrzy tego mułka y paziów nie maiących wygody pod bramą, każe im ią otworzyć y wpuścić do wnątrza aby mieli nakrycie nad głową a wygodę y ochronę od gorąca y zimna abo deszczu. Ini przedsię sumniennie przyprawiali mu rogi. Otoż iak ów dobry pan chciał sobie przyczynić chluby kosztem godney paniey, niebacząc na iey osławę.
Znałem iednego szlachcica, który przez swoie obyczaie przywiódł do zguby barzo cudną a poczciwą panią, do którey gdy gorzał czas nieiaki y gdy ią przyciskał iżby mu udzieliła ów mały smakowity kąszczek zachowany dla gęby mężowskiey, owa pani wręcz odmówiła; za-