Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom I.djvu/158

Ta strona została przepisana.

czym, po wielu odmowach, rzekł iey iakoby wściekłszy się: „Dobrze tak! skoro nie chcecie, tedy przysięgam wam, iż zniszczę was na dobrey sławie”. Y, żeby to dokonać, począł tyle wchodzić a wychodzić taiemnie, nie tak taiemnie wszelako iżby się nie ukazował rozmyślnie wielu oczom y daiąc im okazyią spostrzeżenia go tak w dzień iak y w nocy wpodle iey domostwa; tyle chełpił się a wynosił półgębkiem swoią wrzkomą fortunką y na oczach świata tę panią z więtszem poufałstwem niż miał przyczynę potemu, y miedzy kompanionami puszył się więcey dla fałszu niż dla prawdy; iednego wieczoru zgoła wszedł do alkierza tey paniey cały omotany płaszczem y kryiąc się iakoby przed oczyma domowników: które sztuki gdy powtarzał po wiele razy, począł go podeirzewać marszałek domu y uczynił zasadzkę: przedsię nie mógł go dołapić, mimo to mąż wybił swoią żenę y dał iey conieco po gębie; ba późniey podiudzony przez marszałka, który mu rzekł iż to nie dosyć, zabił ią y zakłuł sztyletem, za co odpust łatwo uzyskał od króla. Wielga była szkoda tey paniey, była bowiem niewiasta barzo urodziwa. Wszelako szlachcic ów, który był przyczyną wszytkiego, nie długo się tym cieszył, y zabito go w potyczce woienney, za pozwoieniem boskiem iż tak niesprawiedliwie zbawił tę godną panią czci a żywota.
Aby rzec prawdę do tego przykładu y do barzo wielu inych które widziałem, bywaią białe głowy które same wiele błądzą y same są szczyrą przyczyną swey osławy a hańby; same bowiem pirsze wyieżdżaią na one harce y znęcaią k’sobie galanów; y od początku świadczą