Y owo to iest, co rzekła raz iedna godna panna, znaioma mi, którą raz iey służka zapytał czy nie zażywała oney łechtanki ze swoią kompanionką z którą sypiała zwyczaynie. „Ha, nie, wierę, rzekła śmieiąc się, zbyt barzo miłuię mężczyzn“; wey przedsię czyniła iedno y drugie.
Wiem pewnego godnego szlachcica[1], który, pragnąc iednego dnia na dworze tentować małżeństwo z barzo poczciwą panną, zapytał się o radę iedney iey krewniaczki. Ta rzekła mu otwarcie, iż straci ieno czas napróżno; ile że, tak mi powiedała, pewna pani, którą mi nazwała y o którey wiedziałem conieco, nigdy nie zezwoli iey aby miała poiąć męża. Poznałem zrazu w czem tkwi sęk, wiedziałem bowiem dobrze iż trzymała sobie tę pannę dla swoiego ukontentowania w domu y na strawie, y strzegła iey pilnie dla własney gęby. Ów szlachcic podziękował za to rzeczoney krewniaczce, nie bez tego iż trefnował z nią conieco śmieiąc się, że mówi to w oney rzeczy zarówno dla siebie iak y dla tamtey; y iey samey bowiem obrywał się iakiś raziczek kiedyniekiedy: w czym mi wszelako przeczyła.
To zdarzenie przypomina mi niektórych, którzy podobnie trzymaią sobie k...y na własność, y zgoła tak ie miłuią, iż nie użyczyliby ich za wszytkie dobra świata, nawet xiążęciu, by naymożnieyszemu, ani wręcz kompanionowi swoiemu, ani przyiacielowi, tak o nie są zazdrośni, iako trędowaty o swóy kubek; ba y ten przedsię użyczy go chcącemu się napić. Aliści ta dama chciała zachować oną pannę całkowicie dla siebie, nie udzielaiąc iey inym:
- ↑ Zapomnienia stylistyczne w tym ustępie pozwalałyby przypuszczać, iż to sam Brantôme był tym szlachcicem; być może jednak, odgrywał tylko rolę powiernika.