Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom I.djvu/242

Ta strona została przepisana.

podać do wierzenia wierność tam gdzie niema ieno same oszukaństwo; samą szczyrość tam gdzie niema ieno cygaństwo, y samą obawę gdzie niema ieno swa wola: owo, we wszytkich tych trudnościach y aby podołać tym mozołom, nie starczy tutay przyrodzoney człowieczey cnoty: pirszeństwo musi tu przypaść dowcipowi, który dostarcza rozkoszy y sporządza więcey rogów niźli ciało które ie zasadza y hoduie“.
Otoć są własne słowa y rozprawy tey paniey, zgoła nie zmienione, któremi rozpoczyna swoią opowiastkę, uczynioną o iey samey; ieno ią przyciemniła odmienionemi imiony; w którey kryśląc amory oney damy y pana z którym miała sprawę, y aby przyść do tego y do samey doskonałości, przytacza iż pozór miłości daie ieno sam pozór ukontentowania. Iest on całkowicie bez smaku aż do swoiego zupełnego nacycenia y posięścia, y barzo często mnima się, że ono iuż zaszło aż do tey ostateczności, kiedy się iest barzo daleko od swoiey korzyści; y za całą nagrodę zostaie wówczas ieno czas stracony, z którego czyrpie się żałość niezmierną. (Trzeba dobrze zapisać y zważyć ostatnie słowa, trefiaią bowiem wsamosedno y iest tu na co pomstować). Wżdy niema nic iedno nasycenie w miłości y dla mężczyzny y dla białey głowy, aby nic nie żałować z minionego czasu. Owo dlatego ta godna dama pisząca tę opowieść, dała schadzkę swoiemu służce w lesie (gdzie często chadzano na przechadzkę) w iedney barzo cudney alei, przy wniściu do którey zostawiła swoie dworki y idzie potkać go pod iednym wdzięczym a rozległym dąbem; bowiem to było w lecie! „Tam-