Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom I.djvu/38

Ta strona została przepisana.

nam ona dozwala zapuścić w te zamki, gdzie, w dużych, półmrocznych komnatach, przy blasku drew na kominie i migocących pochodni, w zimowy odwieczerz, ciągną się owe rozhowory, dyskusje i „trefności“; w te ogrody, po których stare ochmistrzynie, o „słabych nogach i zwroku“, napróżno starają się doścignąć swoje panie przed końcem alei aby je ustrzec od niechybnego grzechu; w te dusze proste i zapamiętałe, w te bujne i krwiste temperamenty: wszystko to rozsnuwa przed nami książka Brantôma, niby cudny haft wyblakłego starego gobelinu, podobny temu, na którym on sam oglądał historję biednego mistrza Jana z Meung i obrażonych przezeń pań dworskich. Dzięki niemu, wiemy czem zabawiali się najwyżsi dostojnicy państwa „nie wiedząc co z czasem począć“; słyszymy, o czem gwarzyli sobie z cicha rycerze, leżąc z rusznicą w okopach La Rochelle; znamy piosnki, jakie opowiadały mu, czerpiąc we wspomnieniach z czasu króla Franciszka, „godne, wiekowe panie“; ba, nawet historję rękawiczki słynnego rycerza Delorges poznajemy z opowieści „starszych dworzan“, naocznych jej świadków. Cóż rozkoszniejszego, jak owa pani, co to „życzyła stać się zimą, a iżby iey miłośnik był ogniem...“ a potem „iżby się stała wiesną, a iey przyjaciel ogródkiem całym w kwiatach...“, a potem chciała „stać się latem, a owo aby iey miłośnik był źródłem iasnem y ślniącem...“ „przedsię ku końcu, pragnęła, na swoią iesień, wrócić do pirszey swey postaci y stać się białą głową a iey miłośnik mężczyzną, aby znowu oboie mieli zmiarkowanie, dowcip a rozum, aby pozierać a rozpamiętować całe mi-