Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom I.djvu/52

Ta strona została przepisana.

Zasię pani sama ścisnęła się w alkierzu, gdzie miała proste łóżeczko na czas dnia.
Szlachcic, nawzbraniawszy się siła brać tę kownatę y łoże, prośbami oney paniey zniewolony był ie zaiąć: zaczym ułożył się, y hnet usnął snem barzo głębokim. Ba cóż! ta pani przyszła ku niemu ułożyć się obok, on wszelako nic nie poczuł ani zrazu, ani przez całą noc, tak barzo był zdrożony y zmorzony snem; spoczywał tedy aż do wielkiego dnia nazaiutrz, aż gdy się zaczai budzić, pani odchodząc odeń rzekła: „Nie spałeś, Wasza Miłość, iako widzisz, bez kompaniey, nie radam była bowiem opuścić ci całey łożnicy y zażywałam iey połowy tak dobrze iako y ty. Byway: przepuściłeś okazyą, którey iuż nie odzyszczesz nigdy“.
Szlachcic, klnąc y biadaiąe nad straconą fortunką (a było od czego sie obwiesić) chciał ią zatrzymać a ubłagać: wżdy na nic się nie zdało, y pani poszła barzo rozżalona przeciw niemu, iż nie ukontentował iey iak chciała, gdyż nie przyszła tam po ieden raz (iako to, mówią, ieden raz iest w łożnicy iako sałata do obiedu) y nie przybyła tam dla liczby poiedynczey, ba dla mnogiey, którą wiele białych głów woli w tey rzeczy nizli co inego; cale przeciwnie od iednei barzo cudney y poczciwey paniey, znaiomey mi, która, gdy raz zamówiła swego galanta do siebie do łóżka, ten w iedno mgnienie oka trzy razy sprawiedliwie ią obrócił; zaczym gdy chciał uczynić to samo raz czwarty y ine ieszcze mnogie razy, ona sama rzekła mu, prosiła y nakazała iżby wyszedł z łoża a oddalił się Ów, równie rzeźwy iak wprzódzi, okazuie iey swoią