Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom I.djvu/88

Ta strona została przepisana.

miłośnych: „Za długo bawimy tutay: wżdy siądźmy rychło do kolasy y pódźmy do mego mieszkania, bo nie mogę iuż strzymać tego waru; trzeba iść go ugasić: nadto iuż pali“. Y tak odiachała y poszła ze swoim służką smakować oney dobrey wody, która iest tak słodka bez cukru, y którey służka nalał iey ze swoiey ampułki.
Takie malowidła a obrazy więcey niżby kto myślał przynoszą szkody wątłey duszyczce; iako był w tem samem miescu ieden obraz Wenery, ze wszytkiem obnażoney, leżącey y oglądaney przez syna swego Kupidyna; drugi Marsa ligaiącego z Wenerą; iny Ledy folguiącey sobie ze swoiem łabądziem. Wiele inych iest, y tam y indziey, które są nieco skromniey malowane y lepiey osłonięte niźli figury Aretyna; wżdy wszytko wychodzi iakoby na iedność y zbliża się do naszego puhara o którym mówiłem; który miał iakoby sympatyę przez przeciwieństwo z puharem znalezionym od Renoda Montobańskiego[1] w onym zamku Aryostowym, a maiącym władzę iawnego odsłaniania rogali, zasię ten ich przysparzał; owo tamten przynosił nieco za wiele zgorszenia rogalom y ich niewiernym żenom, ten zaś wcale nic.
Dziś nie potrzeba iuż onych xiążeczek ani malowideł, mężowie bowiem sami uczą ich dosyć: y oto k’czemu służą takowe szkoły mężowskie!

Znałem w Pariżu dobrego wenecyiańskiego drukarza, nazwiskiem messer Bernardo, krewniaka onego wielgiego Aldusa Manucyusza z Wenecyey; tenże miał sklep przy ulicy św. Iacka y powiedał mi y przysięgał, iż w niespełna ieden rok sprzedał więcey pięćdziesięci xiążek

  1. Renaud de Montauban (Aryost Orland szalony, Pieśń XLII. Strofa 98).