dącemu ugonotem. Ba cóż! potrzeba czyni wiele rzeczy; a przytym widział się iey tak godnym y obyczaynym a szczyrym w mowie, iż osądziła go bydź zdolnym poczciwego uczynku.
Pani Nemurska, iey matka, będąc uwięziona po śmierzci swoich dostoinych panów synów, popadła, iak można mnimać, w rozpacz z przyczyny tak nieznośney straty, tak iż chociay z przyrodzenia iest to pani barzo łagodnego a chłodnego obyczaiu, y która nie porusza się dla małey przyczyny, przyszła do tego iż zaczęła rzucać siła zniewag przeciw królowi y miotać nań tyle przekleństw a wyrzekań (gdzież bowiem iest rzecz y słowa, którychby się nie uczyniło a nie rzekło w takowey gwałtowney stracie y boleści!), tak iż nie nazywała króla inaczey, iedno zawżdy ów tyran. Potem znowu, przyszedłszy do się, rzekła: „Ha! co powiedam, tyran? Nie! nie! nie chcę go iuż mienić takim, ieno królem barzo dobrym a łaskawym, ieśli mi zada śmierzć iako moim dzieciom, aby mnie zbawić niedoley w iakiey iestem, y przenieść mnie do szczęśliwości niebieskiey“. Poczym znowu, uśmirzaiąc swoie słowa a krzyki, y iakoby przychodząc do opamiętania, mówiła ieno: „Ha, moie dziatki! ha, moie dziatki!“ wznawiaiąc nieustannie te słowa ze swoiemi wdzięcznemi łzami, które byłyby zmiękczyły serce ze skały. Niestety! było iey czego tak płakać a żałować po nich, którzy byli tak dobrzy, tak szlachetni, tak cnotliwi, y waleczni, ale zwłaszcza onego wielgiego xiążęcia Giza, prawdziwego pirworodnego y prawdziwy wzór wszelakiego męztwa y wspaniałości. Owo iuż z przyrody swey tak kochała
Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/115
Ta strona została przepisana.