Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/146

Ta strona została przepisana.

Owo, aby powrócić tam kędy iuż byłem, król Franciszek znowu barzo nawidził białe głowy y mimo iż miał mnimamie iż są barzo niestateczne a odmienne, iakom powiedział inędy, nie chciał aby ie szkalowano na iego dworze y życzył barzo aby im świadczono wielgą cześć a powinność. Słyszałem, iż raz, gdy spędzał czas postny w Medonie, wpodle Pariża, obsługiwał go pewien szlachcic dworski, zwący się pan Buzamburg z Xentogi; owo gdy ten podał królowi mięso, na które miał dispenzę, król kazał mu, aby zaniósł resztę (iako widzi się na dworze), paniom dworskim a poufalszym, których nie chcę wymienić, aby nie sprowadzić zgorszenia. Ów szlachcic zaczął tedy rozpowiadać pomiędzy swemi kompanionami y inemi dworskiemi: iż te panie nie kontentowały się tem, iż zażywały w post surowego mięsa, ba ieszcze iadły y pieczone, y to aż do napchania żywota. Panie, dowiedziawszy się o tem, hnet użaliły się królowi, który popadł w taki gniw, iż, nie mieszkaiąc, rozkazał łucznikom z gwardyey pałacu iść go poymać a powiesić bez iney odwłoki. Trefunkiem szlachcic nieboże przewąchał co się święci przez iednego z przyiaciół, zaczym umknął y ocalił się mężnie. Gdyby owo był poyman, pewna iest, iż byłby dał gardło na szubienicy, mimo iż był szlachcic znacznego rodu, tak widziano króla rozgniwanego y tak sielnie mu się odkazywał. Wiem tę opowieść od iedney osoby nieledacyiakiey, która tam była, y podczas król wyrzekł głośno, iż ktokolwiek targnie się na cześć białogłowską, nie mieszkaiąc będzie powieszony.
Nieco wprzódzi, gdy papa Paweł, z rodu Farnezów