Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/156

Ta strona została przepisana.

czaynie iakoweś ucieszne przekąsy z paniami y pannami dwora, takiego był figlownego przyrodzenia. Pewnego dnia, gdy przyczepił się do iedney z panien królowey, nalazła się ina, tak nazwana wielga Mery, która chciała uiąć się za kompanionką; aż ów odparł iey ieno: „Ha! nie żądam mieć z wami sprawy, Mery, bowiem za wielga mi z was iuczna kobyła“. Iakoż w istocie była to nawiętsza panna a biała głowa, iaką kiedy zdarzyło mi się widzieć. Ona użaliła się królowey, iż tamten nazwał ią klaczą a iuczną kobyłą. Królowa popadła w taki gniw, iż trzeba było onemu Macie umknąć się ze dworu na nieiaki czas, mimo całych łask iakie miał u pani Walentyńskiey, swoiey kreniaczki; ba, w dobry miesiąc po powrocie, nie lza mu było wniść na pokoie królowey y iey panien.

Pan Żerdź[1] wiele gorsze uczynił naprzeciw iedney z panien królowey, do którey miał złość y chciał się na niey pomścić, mimo iż na słowach nie zbywało mu bynamniey; bowiem w słowie a uszczypku był barzo trefny, a osobliwie kiedy szkalował, w czym był czystym mistrzem; wszelako szkalowanie było podczas silnie zabronione. Iednego dnia, kiedy była po obiedzie w kownacie królowey ze swoiemi kompanionkami y szlachtą dworską (iako to wówczas był obyczay iż nie siadano inaczey iak na ziemi kiedy królowa była obecna), ów pan, wziąwszy z rąk paziów a pokoiowych przyrodę tryka, którą się zabawiali na dziedzińcu (była barzo gruba y sielnie nabrzmiała), położył się przy niey y wsunął ią pomiędzy suknię a kieckę tey panny, y tak nieznacznie, iż zgoła tego nie postrzegła, aż dopiro kiedy królowa podniesła się z krze-

  1. P. de Gereay.