popchnął ią w igrach za walizę, y okazać pięknem omamieniem iakoby nigdy z nią nie miał sprawy.
Owa pani w więtszem była nieprzezpieczeństwie niźli ina, o którey słyszałem, a którą iey przyiaciel trzymał w uściśnieniu y wzutą na się na kraiu łóżka; owo kiedy przyszło ku słodkiemu końcu, gdy on kończył y nazbyt się wyprężył, miał trefunkiem nowe trzewiki ze ślizgiemi podeszwami, y wsparłszy się na ołowianych taflach, któremi izba była wyłożona, które są barzo sposobne do poślizgnięcia, iął się osuwać a ślizgać, nie mogąc się zatrzymać, tak iż kaftanem, który miał cały okryty blaszkami, poorał w szpetnym sposobie brzuch, pogórek, rzecz samą a uda swoiey paniey, iż rzeklibyście kot ią podrapał pazurami; co tak doięło oną damę, iż wydała wielgi krzyk, którego nie mogła w sobie stłumić. Wżdy nalepsze było, iż ta dama, iako że to było w lecio y było barzo gorąco, przybrała się w stróy nieco barziey nieskromny aniżeli po ine razy, bowiem miała ieno koszulę pięknie białą y płaszcz z białego hatłasu na niey, bez gatek; tak iż ów szlachcic, poślizgnąwszy się tak szpetnie, zatrzymał się właśnie nosem, usty a brodą na przyrodzie swoiey lubki, a właśnie świeżo była omazana iego poliwką, którą po dwa kroć iuż wlał iey do wnętrza, y napełnił tak sumniennie, iż wystąpiła a przelała się za brzegi, zaczym ubabrał sobie nos, gębę y wąsy, rzekłbyś iż świeżo pomydlił sobie brodę; z czego owa pani, zapominaiąc o swym cirpieniu y zadziorce, ięła sie śmiać a rechotać tak sielnie, aż rzekła: „Wierę schludny z was kawaler, czystoście bowiem umyli a ochędożili brodę,
Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/191
Ta strona została przepisana.