Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/225

Ta strona została przepisana.

nić. Mąż odparł wraz: „Nizacz nie, moia miła. Iezu! cóż ty chcesz uczynić, y o co się radzisz? o haniebny postępek, na wieki nie do naprawienia dla ciebie y dla mnie — Ha! ale, panie a mężu, (odparła pani) toćże będziesz tak wielgim a ia tak wielgą, iż nikt nie będzie śmiał nam przyganić“. Iakbądź, mąż nie chciał przyzwolić; wszelako pani, która zaczęła wreszcie nabierać serca, y w głowie oleiu, nie chciała stracić tey okazyey y podięła ią z onym xiążęciem y z inemi ieszcze, niechaiąc swoiego głupiego prostactwa. Słyszałem tę opowieść od kogoś, kto ią wiedział od onego wielgiego xiążęcia y od oney paniey, którey ów xiążę barzo to zganił y pouczył, iż w takich rzeczach nie lza się nigdy pytać męża y że są ieszcze ini raycy na dworze.
Owa dama była taka prostaczka, abo więcey, iak ina o którey słyszałem: tey, iednego dnia, godny szlachcic oświadczał się ze swemi służby, dosyć w pobliżu męża, który podczas zabawiał się rozmową z iną damą. Wreszcie szlachcic włożył iey swoią ostrogę, abo czyściey mówiąc, swóy instrument do rąk; ona zaś wzięła go y ściskaiąc barzo ciasno y obracaiąc się ku mężowi, rzekła doń: „Móy mężu, popatrz iaki mi piękny podarek ochwiaruie ów rycerz; mamż przyiąć, powiedz?“ Bidny szlachcic, tak zaskoczony, cofa swóy przybór z taką nagłością, iż natknąwszy się na ostrze dyamentu, iaki miała na palicu, rozdarł go sobie od iednego do drugiego końca tak srodze, iż mnimał iż zbędzie się go ze wszytkim, y, nie bez wielgich boleści, wierę w nieprzezpieczeństwie żywota, wybiegł drzwiami dosyć śpiecznie, polewaiąc kownatę krwią, która ociekała na wsze strony. Przedsię mąż nie pogonił za nim,