którzy zwali się ieden pan Kasztelan, lekarz królowey matki, a drugi imć Kabryan, medyk pana Niewierskiego y który był wprzódzi u Fernanda Gonzagi. Obay mieli przygody miłośne (wedle tego co powiedano) takie, iż co nawiętsi na dworze oddaliby duszę dyabłu (iako się mówi), aby być ich współmiłośnikami.
Rozmawialiśmy iednego dnia, nieboszczyk baron Wito[1] y ia, z panem Legrandem, wielgim medykiem parizskim, grzecznym w obcowaniu y barzo bystrego dowcipu, gdy ten odwidził rzeczonego barona, chorego na iakieś cirpienie miłośne; zaczym gdyśmy go oba wyciągnęli na różne pogwarki a sprawy białogłowskie, na mą duszę, opowiedział tego co niemiara, y przytoczył z tuzin opowiastek, od których przyroda człowiecza dęba stawała; y zapamiętał się w nich tak, iż, za uderzeniem dziewiątey godziny, rzekł, wstaiąc ze siedzenia: „Dalibóg, więtszy ze mnie głupiec, niźli wy, którzyście mnie tu zatrzymali dwie dobre godziny na blazgonieniu z woma, wżdy podczas przepomniałem o sześci czy siedmi chorych, których trzeba mi odwidzić“; zaczym, pozdrowiwszy nas, odchodzi, my zasię krzyczymy za nim: „Ha! panowie medycy, wy tam znacie a wyczyniacie dobre sztuki, zwłaszcza wy, panie, którzyście rozprawiali o tem, wierę, mistersko“. Odparł nam, pochylaiąc głowę: „Day wam Boże! day Boże, ha, tak, tak, wiemy y świadczymy dobre sztuki, wiemy bowiem sekrety których cały świat nie wie; wszelako teraz, kiedym iuż stary, pożegnałem się iuż z Wenerą a iey synaczkiem. Haha! Ostawiam to wam, którzy iesteście młodsi“.
- ↑ Baron de Vitteaux.