niemu; a potem widać było iak wylewała łzy tak czułe y taiemne, iż ktoby dobrze na to nie baczył, nic by nie uźrzał; osuszała mokre oczęta, przybierała pozór iż nosem siąka, tak iż litość była patrzeć dla każdego (widziałem bowiem ią podczas) widząc ią tak mocuiącą się aby nie odsłonić swoiey boleści a miłowania, y aby król też się w tym nie obaczył. Oto ćwiczenie nabożne, iakie pełniła przy łożu chorego króla; a potym wstawała y szła prosić Boga za iego zdrowie; miłowała go bowiem y czciła niezmiernie, mimo iż wiedziała że iest łasy na postrone amory, y że miał miłośnice, bądź dla czci swoiey, bądź dla rozkoszy; wżdy ona nigdy dlatego go nie przyięła gorszey, ani rzekła mu gorsze słowo, znosząc cirpliwie swoią małą zazdrość y rabunek iaki na niey czyniono. Była barzo godna y sposobna dla niego: był to bowiem ogień y woda ziednoczone razem; ile że król był nagły, ruchliwy a krewki; ona zasię chłodna y barzo umiarkowana.
Opowiedano mi z dobrey strony, iż, po iey owdowieniu, naydowały się niektóre z iey pań, co naypoufalszych, które brały się pocieszać ią tym a owym: owo była iedna (iakoto wiecie iż w gromadzie zawżdy się trefi iaka mniey roztropna), która, mnimaiąc ią dobrze uraczyć, rzekła: „Gdybyż to chocia, pani, król nieboszczyk, miasto córki, był Wam ostawił syna, bylibychcie teraz królową matką królewską, y wasza dużość tem barzieyby się zwiętszyła a umocniła od tego. — Ha! odparła tamta, nie przychodźcież do mnie z taką niewczesną mową. Iakgdyby iuż Francyia nie dosyć miała niedoli, abych ia iey przyczy-
Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/260
Ta strona została przepisana.