Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/321

Ta strona została przepisana.

wyznała; owo iąwszy ią w tym pocieszać, nie mogąc nic uzyskać za pirszym razem, wrócił k’temu raz drugi y trzeci: y sprawił się tak dobrze, iż ią pozyskał, uspokoił potrosze a otarł iey łzy; zaczym w swoiem prostem rozumieniu wziął się tak dobrze do rzeczy, iż zażył iey po dwakroć, trzymaiąc ią położoną na samey truchło mężowskiey, która posłużyła za łożnicę; potym zasię przysięgli sobie małżeństwo: czego dokonawszy barzo szczęśliwie, żołnirz wrócił za iey przyzwoleniem stróżować swemu wisielcowi, ile że służba ta była pod gardłem. Wszelako tak iako był barzo szczęśliwy w onem pięknem przedsięwzięciu a wykonaniu, tak znów trefiło mu się nieszczęście, iż w on czas gdy się tam nazbyt zabawiał, oto przyszli krewni onego ubogiego ciała kiwaiącego się na wietrze, aby ie odczepić gdyby nie naleźli strażnika; iakoż, nie nalazłszy go, hnet odczepili wisielca y unieśli co tchu, aby go pogrześć, gdzieby się dało, aby uniknąć takowey hańby a widoku plugawego y haniebnego dla ich krewieństwa. Żołnirz, nie widząc ani nayduiąc ciała, biyży pędem, barzo stroskany, do paniey, aby iey oznaymić swoią niedolę y pewną zgubę; prawo bowiem tameczne było, iż którykolwiek żołnirz uśpiłby się na straży, y dał unieść ono ciało, ma bydź umieszczony na iego miescu y powieszony, y że dla tego iemu ten los się gotuie. Pani, która poprzednio doznała odeń pociechy y potrzebowała pocieszeń dla siebie, nalazła ie w porę y dla iego, y oto mu rzekła: „Nie trapże się, y pomóż mi ieno dobydź moiego męża z grobowca, y oddamy go a powiesimy na miesce tamtego, y tak wezmą go snadnie za drugiego“.