im wedle smaku stany równe ich pirwotnym wielgościom y boiąc się stracić swą rangę, nie chciały nigdy ponownie się wydać; wżdy dla tego nie zaniedbuią sielnie krzątać się kole miłości, y wyciągać z nich rozkosze, y nie traciły przez to ani swoich stopniów ani taburetów, ani siedzeń y przytomności w kownacie królowey lub indziey. Owo nie byłyż te, wierę, szczęśliwe, iż mogły cieszyć się wielgością wysokiego stopnia, a razem pochylać się nizko! Rzec im o tym słowo, abo uczynić iakie przedstawienie, ani podobieństwa! hnet byłyby ztąd same żale, same negacyie, zaprzaństwa, sprzeczności a pomsty.
Słyszałem o iedney paniey wdowie y znałem ią, która dała sobie długo sługiwać iednemu szlachcicowi pod pozorem małżeństwa; nigdy wszelako nie wysuwał się przed ludzkie oczy. Wielga xiężniczka, iey pani, chciała ią posztrofować za to. Aż ta, przebiegła a kuta, odparła: „Iakże to, pani, byłoby zbronione miłować komu poczciwem miłowaniem? tożby było nazbyt wielgie okrucieństwo”. A Bogu wiadomo, owo poczciwe miłowanie to było w rzeczy miłowanie barzo wszeteczne y dobrze przysmażone w kompoście spermaticznym, iako wierę są wszytkie miłoście, które rodzą się cale niewinne, czyste a poczciwe, wżdy potem tracą swoie prawiczeństwo, y przez nieiakie dotknięcia kamienia philozophicznego odmieniaią się y czynią niepoczciwe a sprosne.
Nieboszczyk pan Buś[1], który był swego czasu człowiekiem naytrefnieszego rzeczenia, y opowiadał też barzo uciesznie, widząc iednego dnia na dworze panią iedną wdowę, y znaczną, która ciągle bawiła się rzemięsłem
- ↑ Wielokrotnie wspominany Bussy d’Amboise. Być może miał tu na myśli Dyanę de Poitiers.