Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/38

Ta strona została przepisana.

koń upadł i poślizgnął się pod nią; owo przez takie złomienie, y boleści y niedole iakie przecirpiała zdawałoby się iż iey piękne lico musi się odmienić; wszakże nic takiego nie było, piękność bowiem gracyia, dostoieństwo, wdzięczna postawa, zostały takie same iako zawżdy były. A zwłaszcza iaśniała niezmierną białością y to bez namnieyszego bielidła; wierę, opowiedaią, iż każdego ranka zażywała nieco poliwki złożoney z płynnego złota y inych kordyałów, których nie umiem nazwać iako biegli lekarze y subtelni aptekarzowie. Mnimam, iż gdyby ta pani była ieszcze żyła sto lat, nigdy nie byłaby się zestarzała ani z oblicza, tak było pięknie ukształtowane, ani też z ciała, ukrytego y odzianego, tak było ono pięknego odlewu y statecznego ćwiczenia. Szkoda, wierę, iż ziemia pochłania one piękne ciałka!
Widziałem panią margrabinę Rotlińską[1], matkę xiężney-wdowy po xięciu Kondeuszu y nieboszczyku panu Longewile, zgoła nie uszkodzoną w swoiey piękności, ani od czasu ani od wieku, y zachowaną w tak pięknym kwiecie urody iako w pierwszey młodości, prócz tego, iż twarz iey nieco czerwieniała ku końcu; przedsię iey piękne oczy, nie maiące równych sobie we świecie, y które odziedziczyła iey pani córka, nie zmieniły się zgoła y zawżdy były gotowe zadawać rany.

Widziałem panią Burdesierską[2], późniey w drugiem stadle marszałkową Domonową, równie piękną na schyłku dni, iako powiedano iż była w młodych leciech; tak iż iey pięć córek, głośnych miedzy pięknemi, nie przesłaniały iey w niczem. Toż, gdyby był taki wybór, chętnie

  1. Margrabina de Rothelin.
  2. Pani de la Bourdesière, później d’Aumont.