mieli tak przychylny od zadku, iż przybyli we dwóch nocach a dwóch dniach do Cywita-Wekia, a ztamtąd do Romy. Gdy tam stanęli, pan wielgi pryor, widząc iż nie iest ieszcze gotowe wszytko do elekcyey nowego papy (iakoż istotnie zeszło trzy miesiące zaczym iey dokonano), y co zatem idzie do odwiezienia brata z powrotem, y że iego galery bezczynnie stały w porcie, umyślił poiachać aż do Neapolu zwidzić miasto y przepędzić czas.
Za iego przybyciem, wice-król, którym był podczas diuk Alkala, przyiął go tak, iakoby przyimował króla. Zasię, zaczym wylądował, pozdrowił miesto barzo piękną salwą y długo trwałą; takąż oddano mu z miesta y ze zamków, tak iż, rzekłbyś, całe niebo zagrzmiało od oney salwy.
Y dzierżąc swoie galery w gotowośoi y w szyku woiennym, y nieco zdala, posłał w łodzi pana Lestranża, z Lingwy-Doki, barzo godnego y bywałego szlachcica, y barzo mocnego w gębie, ku wicekrólowi, iżby go nie niepokoić y prosić o pozwolenie (chocia to byliśmy w dobrym pokoiu, przedsię dopiruczko niechaliśmy woyny) wniść do portu, aby mógł zwidzić miesto y poźrzeć na groby swoich przódków, którzy byli tam pogrzebani, y pokropić ich wodą święconą y pomodlić się za nich do Boga.
Wice-król przyzwolił barzo chętnie. Przeto pan wielgi pryor podsunął się bliżey y rozpoczął od morza salwę równie piękną y siarczystą iako wprzódy, tak z harmat woiennych szesnastu galer, iako też z innego działa y strzelby, tak iż wszytko stanęło w ogniu; a potym wiachał do zasieku barzo wspaniale z mnogością sztandarów, banderyów, chorągwiów z taftu czerwonego, zasię iego była
Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/45
Ta strona została przepisana.