Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/60

Ta strona została przepisana.

giemu żalowi Turnusa, który ią wieldze szacował tak dla piękności iako dla iey dzielney pomocy. Tak one białe głowy urodne y mężne poszukiwały po świecie odważnych y walecznych, wspiraiąc ich w bitwach a potyczkach.
Coż owo zażegło płomię miłości tak iarzące w piersi biedney Dydony[1], ieśli nie męztwo iakie poczuła w swoim Eneaszu, ieśli w tem mamy wierzyć Wirgilowi? Bowiem kiedy go poprosiła, aby iey opowiedział woyny, niedole y spustoszenia Troiey, y gdy on iey uczynił zadość, z wielgą wszelako swoią żałością odnawiaiąc takowe cirpienie, przedsię w tey opowieści nie przepomniał własnego bohatyrstwa; to wszytko Dydona barzo dobrze zauważyła a rozmyśliła w sobie, y kiedy zaczęła oznaymiać siestrze Annie swoią miłość, główne y naywyrazistsze słowa iakie rzekła były: „Ach, siestro, cóż za gość przybył oto do mnie! iakąż ma piękną postawę, y iak mu pięknie przystoi bydź tak dzielnym a krzepkim bądź w czynieniu bronią, bądź w odwadze! Wżdy wierzę ia sielnie, iż zrodzon iest z iakowegoś szczepu bogów; podłe serca bowiem są tchórzliwe z natury“. Takie były iey słowa. Tak mnimam, iż ięła go się miłować tak dlatego iż była biała głowa szlachetna a mężna, y że iey wola przyrodzona pchała ią by pokochała równego sobie, iak również aby się nim zapomódz a posłużyć w potrzebie. Wszelako on nieszczęśnik zwiódł ią a porzucił haniebnie; czego nie powinien był uczynić tey zacney paniey, która dała mu swoie serce y miłość, iemu, powiedam, będącemu przybłędą y banitem.

Bokacyusz w swoiey xiążce o Dostoynych[2] nieszczęśni-

  1. Eneida, IV.
  2. Księga IX; rozdział 3.