aby go podać na próbę, coby uczynił, gdyby mąż czynił iey co złego y czyby iey dobrze bronił.
Znałem iedną barzo cudną panią, która porzuciła hnet służkę którego miała, iż nie okazał się mężnym; y wzięła inego[1], niepodobnego temu, którego barzo się lękano y strachano niezmiernie iego szpady, iako iż był podczas iednym z naytęgszych szyrmierzy.
Słyszałem od starych dworzan opowieść o iedney[2] paniey która była na dworze, miłośnicy nieboszczyka pana Delorsza, godnego człeka y w swoich młodych leciech iednego z naydzielnieyszych y naysławnieyszych kapitanów pieszego woyska owego czasu. Ona, słyszawszy tyle o iego dzielności, iednego dnia, gdy król Franciszek pirszy wydawał walkę lwów we swoim dziedzińcu, chciała uczynić próbę czy był takim iak to powiedano; k’czemu upuściła rękawiczkę w ogrodzenie lwów będących w nawiętszey furyey; zaczym prosiła pana Delorsza, aby poszedł ią podiąć, ieśli ią miłuie tak iako powiedał. On, nie wahaiąc się, wziął płaszcz w iedną rękę a szpadę w drugą, y poszedł mężnie miedzy lwy podiąć rękawiczkę. W czym fortuna była mu przyiazna, okazuiąc bowiem ciągle wesołą twarz y kieruiąc z wielgą pewnością koniec szpady ku lwom, sprawił, iż nie śmiały go zaczypić. Tak podiąwszy rękawiczkę, powrócił przed swoią damę y oddał iey sprzęt; w czym ona y wszytcy patrzący przyzwalali mu barzo sielnie. Przedsię powiedaią, iż poiechał iey od wielgiey urazy pan Delorsz, iż chciała sobie czynić w ten sposób rozrywkę z niego y z iego męztwa. Powiedaią ieszcze, iż z wielgiey wzgardy cisnął