Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/70

Ta strona została przepisana.

iey rękawiczkę w gębę; wolałby bowiem radniey iżby mu była rozkazała sto razy iść natrzeć na batalion pieszego rycerstwa, w czym był barzo doświadczony, niżeli walczyć ze źwirzętami, które to potykanie nie ma w sobie niiakiey chluby. Wierę, takie doświadczania nie są ani piękne ani obyczayne, y osoby bawiące się niemi barzo są godne przygany.
Tyleż warta iest sztuka, co ią pani iedna spłatała swiiemu miłośnikowi; ten gdy iey przedstawiał swoie służby y upewniał iż niema rzeczy, by z nawiętszym azardem, któreby nie uczynił, ona, chcąc go uiąć za słowo, rzecze: „Ieśli mnie tyle miłuiecie, y iesteście tak odważni iako powiedacie, ugodźcież się sztyletem w ramię dla moiey miłości.“ Tamten, który umirał z miłości dla niey, dobył go wraz z pochew, chcąc się ugodzić; wżdy ia mu przytrzymałem ramię y odiąłem sztylet, przedkładaiąc, iż byłoby to wielgie szaleństwo tak uczynić y takim sposobem czynić próbę miłości a swoiego męztwa. Nie nazwę oney białey głowy, przedsię ów szlachcic był to nieboszczyk pan Klaromont Talar starszy, który zginął w bitwie pod Monkonturem, ieden z mężnych a walecznych rycerzów Francyey, iako skazał to swoią śmierzcią, dowodząc kompanią konnych: miłowałem go y szacowałem wieldze.

Słyszałem, iż toż samo trefiło się nieboszczykowi panu Dżenlemu[1], zmarłemu w Niemczech, gdy dowodził woyskiem ugonockiem, czasu trzeciego rozruchu: owo gdy iachał raz przez rzekę pod Luwrem ze swoią damą, ta upuściła do wody chusteczkę, wierę piękną y bogatą,

  1. Pan de Genlis.