Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/84

Ta strona została przepisana.

działa; y na to oba szlachcice uźrzeli iako się śmiały ze sobą y pokrzykiwały miedzy sobą, przechadzaiąc się: „O ten mózgowiec! o ten niezguła! o ten respektownik!“ Na co szlachcic zadowolniony rzekł do kompaniona: „Oto snadz nasze damy uradzaią o tobie y smagaią cię; uźrzysz, iż nadtoś czynił szanuiącego y zabawcę“. Co ten przyznał; przedsię nie czas iuż był, nie dało się iuż bowiem dołapić okazyey. Wszelako, uznawszy swóy błąd, po nieiakimś czasie naprawił go inym pewnym sposobem, którybych mógł wymienić.

Znałem dwóch możnych panów, swoich bratów[1], obu, wierę, barzo wybornych a doskonałych szlachciców, którzy miłowali dwie panie, z tych wszelako iedna była we wszytkim cale więtsza niż druga; owo raz, wszedszy do kownaty owey znamienitey damy, która podczas była w łóżku, każdy się wziął na stronie uradzać ze swoią. Ieden rozmawiał z tą więtszą ze wszytkiem świadczeniem, częścią, ze wszytkiem cmokaniem w rękę ile tylko mógł, y słowami zaszczytu y powolności, nie daiąc żadnego pozoru iżby się miał brać do niey z bliższa a chciał brać szturmem tę fortycę. Drugi brat, bez niiakich ceremoniów w oddawaniu części y pokłonów, wziął swoią we framugę przy oknie, y zdarłszy iey od iednego razu gatki, które były spętane (bowiem był barzo mocny) dał iey to poznać, iż nie miłował cale modą iszpańską, przez same oczy, ani też przez wydziwianie twarzą ani przez słowa, ale wżdy przez on właściwy punkt a drogę, którey źrzetelny miłośnik ma pragnąć: y, skończywszy swoie pensum, odszedł z kownaty; zasię odchodząc, rzekł dosyć

  1. Prawdopodobnie książę de Guise i brat jego pan de Mayenne. Wielką damą byłaby tutaj znowuż Małgorzata, którą z p. de Mayenne łączyły bliskie stosunki.