Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

trzeba płacić, ale wiedziałem również, że gdybym się bardzo uparł, to jeszcze konsulat byłby mi dopłacił, za rzadką sposobność, jakiéj mu dostarczyłem.
Udałem się tedy do konsula, którego szczęśliwie zastałem w biurze.
— Mego sekretarza niéma — rzekł mi — zechciéj pan potrudzić się po trzeciéj.
Schowałem paszport do kieszeni.
— Nie mogę — odpowiedziałem. Wyjeżdżam o drugiéj; muszę się tedy obejść bez wizy.
Mój interlokutor zbladł.
Pierwsza wiza dla konsula, to tak jak pierwsza długa suknia dla podlotka, jak pierwszy meszek nad ustami dla młodzieńca, jak pierwszy drukowany artykuł dla literackiego embriona, jak pierwsze szlify dla podoficera, jak pierwszy pocałunek i pierwsze „kocham ciebie“ dla pensyonarki.
A tu sposobność owéj pierwszéj wizy była i mogła przeminąć, może na zawsze.
— Panie — rzekł mi więc konsul — nie będę czekał na sekretarza, niech go tam dyabli wezmą: dawaj pan paszport, zaawizuję sam, byle prędzéj.
Dałem więc paszport.
Interlokutor mój wyciągnął z biurka ogromną szufladę i wydobył z niéj takie mnóstwo pieczęci, puszek z farbą, opłatków, laków, że wystarczyłoby tego dla zaawizowania wszystkich paszportów z całych Stanów Zjednoczonych.
Ale każdy debiut ma swoje strony rozkoszne, ma jednak i przykre! Nieraz gdy dwóch chłopców bawi się w woźnicę i w konia, woźnica nie umie po-