Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach! to panowie tam blizko placu wojny — rzekł.
— Jakiéj wojny?
— Jakże się nazywa?... Hercegowiny i Turcyi.
— O! bardzo blizko, panie: tylko przez ścianę. Jak się biją, to u nas doskonale strzały słychać.
Tiens!
Poczém wpadliśmy w ocean wielkiéj polityki, wpadliśmy zaś tak głęboko, żeśmy żadną miarą nie mogli dostać się do brzegu. Swoją drogą, niespełna w pół godziny zmieniliśmy całkowicie kartę Europy. Nasz francuz zaś porobił takie podboje w Prusach, że musieliśmy wstawiać się za biednémi Niemcami, żeby im chociaż Berlin zostawił.
Non, messieurs! non! — odpowiadał, nie dając się uprosić.
Zaannektowawszy tedy i Berlin, wziąwszy do niewoli Bismarcka i przeznaczywszy mu na dożywotnie więzienie wyspę Oleron, strudzony tylu wojennemi czynami, nasz francuz zwinął się w kłębek około własnego środka, a raczéj zamknął się jak scyzoryk o dwóch ostrzach, jak mówi Prus, i usnął, a my poszliśmy za jego przykładem.
Ale tu mój towarzysz odkrył widocznie nowy sposób zjednywania sobie popularności, to jest począł chrapać po mazowiecku tak, że wszyscy, rozbudziwszy się, pytali przerażeni, co się stało?
Mon Dieu! qu’est-ce que ça veut dire? — pytał francuz, wytrzeszczywszy ogromne oczy.
— E, to nic! — odpowiadałem spokojnie: — on dort chez nous comme cela.