dzieć: Chrystus przechadza się po całym kraju. Bez przesady mówiąc, jestto najszczęśliwszy kraj na świecie.
Jest nim przynajmniéj dotychczas, ale któż może powiedzieć, jak długo będzie? Może za kilka lat nadejdą czasy, że śpiczaste hełmy nadciągną tu od strony Renu, spokojni dziś mieszkańcy będą słyszeć rżenia „konia Atylli,“ po nocach huk armat wystraszy słowiki z wiosek, skończą się przechadzki Chrystusa, a zamiast dzisiejszych pieśni przy pracy, zabrzmi inna, która zmąciła spokój równie szczęśliwéj Alzacyi: „Was ist des Deutschen Vaterland.“
Trzy godziny czasu przeleciały mi na podobnych rozmyślaniach, według słów Skargi: „jak strzała i jako ptak na powietrzu.“ Czas było wracać na pociąg, ale nie mogłem się oprzeć jeszcze chęci odszukania pod murami katedry miejsca, na którém, według ślicznéj powieści Ouidy: „Deux Sabots,“ mała Bebée sprzedawała swoje róże mszyste; poczém trochę smutny, a trochę rozmarzony wróciłem na dworzec kolejowy. Towarzysz mój stał już na platformie i gorliwie pracował nad umieszczeniem w ustach ogromnego mięsnego pieroga, który z powodu swych rozmiarów, żadną miarą wleźć w nie nie chciał.
Wsiedliśmy do wagonu, a wkrótce za nami wsiadł, a raczéj wskoczył, pomijając schodki, jakiś gentleman nadzwyczajnéj otyłości, stanowiącéj dziwny kontrast z jego ruchami.
— Prawda, panie, że jestem lekki? — rzekł do mnie przymrużywszy jedno oko, jakby mnie znał od lat dziesięciu.
— Jak angielski kocz — odparłem.
— Jakto jak kocz? — spytał cokolwiek urażony.
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.