Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.

starterów wyścigowych, gdy wysadziwszy laskę przez okno, słyszał wyraźnie odgłos: trrrr! jaki wydawała taż laska uderzając o słupy telegraficzne; niemniej jednak pomyślałem sobie, że gdyby naszym wagonom przyszło galopować podobnie, zaraz na pierwszéj stacyi zziajałyby się tak dalece, że trzebaby je koniecznie do stajni odprowadzić. Zresztą nie wiem czy ten obyczaj szybkiego jeżdżenia jest lepszy. Bo, że tam czasem u nas zawiadowca nie puści pociągu, dopóki człowiek wysłany po wiśnie dla jego narzeczonéj nie wróci z wiśniami, lub że inny jaki zawiadowca ze stacyi prowincyonalnéj woła za odchodzącym już pociągiem: „stój! bo pan Piegłasiewicz nadjeżdża,“ toćże to wygodniej dla wszystkich. Ma to charakter taki sobie familijny, którego nie powinniśmy się pozbywać, zwłaszcza jak jeden z naszych najgłębszych publicystów zrobił zadziwiające odkrycie, że nasze wszystkie instytucje wyszły z rozszerzonego pojęcia rodziny, i że, co za tém idzie „w niebie jest daleko chłodniej niż w piekle.“
Ale tymczasem pociąg leciał jak na skrzydłach. Zbliżyłem się do okna wagonu. Jestem tedy w Anglii, w tym kraju tak odmiennym pod każdym względem od naszego, a nawet od wszystkich krajów stałego lądu; w tym kraju nieprawdopodobieństw, gdzie np. arystokracya ma rozum, porządek publiczny sympatyą, parlamentaryzm nie jest pochyłem drzewem, na które wszystkie kozy skaczą; dobro społeczne nie frazesem dziennikarskiém, a czas wrogiem, którego się zabija.
Dziwny kraj, zaiste. Kobiéta niéma tu żadnych praw, a korzysta ze wszystkich; postęp pędzi naprzód tak szybko, jak miejscowe lokomotywy, ale przybrany