Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

Nakoniec Anglia pod żadnym względem nie jest dla nas obca. Należy oddać sprawiedliwość pewnéj naszéj klasie społecznéj, że wszystko, co tylko Anglia ma najlepszego i najzbawienniejszego, stara się u nas wprowadzić i zaszczepić: mamy angielskie wyścigi, angielskie faworyty, angielskiego krokieta, angielskie paletoty, angielskie nudy, angielskie kołnierzyki i angielskie „natives,“ po spożyciu kilku tuzinów których, pewien znany nasz lord mawia, że taki jest, jakby się dopiero na świat narodził. Ale on i bez tego jest taki, jakby się dopiéro na świat narodził.
Znowu jednak odszedłem od rzeczy. Owóż, siedząc w oknie wagonu, przypatrywałem się ciekawie krajobrazowi. Miasta, miasteczka, farmy i parki, migały przed memi oczyma. Krajobraz wiejski podobny tu jest do belgijskiego, tylko domki farmerów schludniejsze, na łąkach zaś mieniących się nader świetną zielonością, pasą się liczne stada owiec. Zresztą wszystko pod linię i miarę, wszystko trochę sztywne, ale pełne oryginalności. Wszędzie spokój, nad wesołemi widokami wiejskiemi rozciąga się chmurne niebo, na krańcach zaś horyzontu, nad malowniczemi grupami drzew szarzeje mgła.
Gdyśmy zbliżali się do Londynu, był zachód słońca. Nad miastem unosiło się jedno morze dymów, pod którém rozciągało się drugie morze dachów, kominów i wież kościelnych; które wreszcie, nieogarnione wzrokiem, zlewały się w dali z sinawemi chmurami zachodu. Nim przybyliśmy na stacyą było ciemno, udaliśmy się więc do hotelu z zamiarem niewychodzenia tego wieczora nigdzie, co jak dla mnie, jadącego bez odpoczynku wprost z Warszawy, było prawie koniecznością.