Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

Możnaby nawet powiedziéć, że urodziły się po to, żeby za życia żyć szczęśliwie, a po śmierci otrzymać zbawienie. W swoim czasie Kalwin nie bez pewnéj logiki powiedział, że ludzie przychodzący na świat, są z góry wybrani lub potępieni.
Widzieliśmy wybranki, ale i potępionych niedaleko szukać. W tym samym Hyde-Parku stoi oparty o baryerę jeden z wolnych obywateli Zjednoczonych królestw. Przypatrzmy mu się: obywatel ten ma lat szesnaście, dziury na łokciach, czoło idyoty, spróchniałe zęby i wystrzępione majtki. Ma także jakiś surdut jakiegoś koloru, ale niema za to koszuli.
— Gdzie twój ojciec? — pyta nasz przewodnik.
— W Botany Bay.
— A matka?
— Matka robi pudełka.
— A siostry?
— Ma ich trzy, robią także pudełka; ma także dwóch braci po lat ośm, którzy robią pudełka, i jednego lat trzech, który pomaga je kleić.
W Anglii całe setki i tysiące ludzi żyją z téj pracy, a raczéj głód mrą z téj pracy.
Otóż i nasz potępiony! Matka jego chora, bo wszyscy, którzy dłużéj robią pudełka, chorują; ojciec jego był zamiataczem ulicy, ale raz aresztowali go i wywieźli. Chłopak nie umié czytać i pisać, klnie za to nadzwyczaj wprawnie. Widać także, że trochę i pije, bo jak zimno, to dżin rozgrzewa.
— Czy umie téż pacierz?
— Co? — pyta zdziwiony otworzywszy usta.
On tego nie umié, on umié robić pudełka, a to nie jego rzemiosło.