Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

który wierzga nogami, od czasu zaś do czasu przestaje ssać, spogląda na obecnych; następnie krzywi się, zamyka oczy, otwiera usta, i przyszykowawszy się w ten sposób, poczyna wrzeszczeć. Naprzeciw nas, jakiś staruszek obiera pomarańcze z pomocą jednego, ale bardzo drogiego i pięknéj zielonéj barwy zęba; przytém sapie tak, że obecni sądzą, iż przechodzi druga lokomotywa. Daléj robotnicy w niebieskich bluzach, wracający widocznie od roboty, palą fajki, lub dla rozrywki, zakładają jeden drugiemu nogi na kolana. Mdłe światełka lamp oświecają całą scenę. Pociąg biegnie jak szalony; lokomotywa huczy, jako zwyczajnie w podziemiu. Powietrze jest duszne, napełnione wonią węgla i siarki: zaczyna nam braknąć oddechu. Przelatujemy jak wicher od stacyi do stacyi: jedni wysiadają, drudzy wsiadają. Nie wiem gdzie jesteśmy i gdzie wysiąść należy. Przez chwilę w szybach wagonu mignęło światło dzienne, potém znów ciemno i coraz duszniéj, nakoniec lokomotywa staje, wysiadamy i znów oddycham pełną piersią: jesteśmy na ulicy wśród białego dnia, sklepów, powozów, natłoku ludzi i deszczu.
Na ulicy spotykamy mnóstwo kobiet, często bardzo młodych i ładnych. Chodzą same bez opieki a raczéj pod opieką praw i wszystkich pięści i lasek W. Brytanii. Żaden Don Juan nie zbliża się tu do idącéj samotnie dziewczyny, i nie mówi jéj, jak się to praktykuje w pewném znaném mi mieście: „Jakto, pani? tak piękna, tak młoda i sama? Dzień dobry aniołku?“ Pierwszy lepszy gentleman spotkawszy takiego Don Juana w roli czynnéj, wbiłby mu kapelusz na głowę aż po szyję; połamałby żebra, popodbijał starannie oczy, i następnie oddał w ręce policmana. Kobiéta